Historia łowiectwa w Polsce cześć II - Nowożytność
Rozkwit łowiectwa w Polsce przypada na XVI wiek. Wtedy też powstają pierwsze utwory traktujące o wychowaniu, szkoleniu i prowadzeniu psów myśliwskich. Jednym z nich jest „Myśliwiec” Tomasza Bielawskiego, w którym autor wymienia wszystkie zalety psów myśliwskich i podpowiada myśliwym, jak radzić sobie z nieposłusznymi czworonogami.
Nowożytność jest bez wątpienia przełomowym okresem w dziejach polskiego łowiectwa. Oczywiście już w czasach średniowiecznych organizowano regularne polowania z udziałem psów myśliwskich, a biskupi i możni mieli nawet własne psiarnie, niemniej do pełnej specjalizacji czworonogów wówczas nie doszło.
Począwszy od XVI wieku, psy myśliwskie przeznaczone do polowania na drobną zwierzynę były trzymane przez szlachtę na dworach ziemiańskich dla zaopatrywania spiżarni w mięso z dzika.
Psy myśliwskie były w nowożytności bardzo poważane i traktowane z szacunkiem. Zwierzęta umieszczano w wygodnych i przestronnych miejskich psiarniach, których doglądali psiarze. Warto przy tym dodać, że objęcie urzędu psiarza było równoznaczne z osiągnięciem wyższego statusu społecznego.
Chłopi porzucali pańszczyznę aby trafić do wolnej służby myśliwskiej. Źródła historyczne wyraźnie wskazują, że urząd łowczego zaczął się od właśnie od funkcji psiarza. Psami myśliwskimi opiekowali się także dojeżdżacze, polownicy, szczwacze, kotłownicy. Kotłownicy żywili psy, zaś dojeżdżacze zabierali charty na łowy.
Polowanie z psami - XVII wiek
Pasja łowiecka nie była obca także koronowanym głowom. Króla Stefana Batorego ponoć nic tak nie cieszyło jak darowanie psa przez poddanych. Podobnie rzecz się miała z Władysławem IV, który wznowił batoriańskie tradycje. Ceny psów myśliwskich dochodziły w XVII wieku do sum niebotycznych. Za jednego Charta trzeba było zapłacić nawet kilka koni! Wraz z upływem czasu i coraz mocniejszym przetrzebianiem puszczy populacja dużych psów myśliwskich zaczęła się zmniejszać. Pierwszy wyginął Brytan, w ślad za nim poszły Ogary i Charty. Najdłużej uchowały się Wyżły, które przyczyniły się do powstania rasy Wyżłów niemieckich szorstkowłosych.
Osoby zainteresowane historią polskich ras psów koniecznie powinny sięgnąć po „Myślistwo z ogary” Jana Ostroroga. Oto główne tezy tekstu:
A oto jak o polowaniu pisze Jan Chryzostom Pasek:
Bywało też to u mnie myślistwo z podziwieniem ludzkim. Począwszy od ptaków, zawsze miewałem bardzo dobre sokoły, jastrzęby, drzemliki, kobuzy, kruki, co do berła chodziły i kuropatwy pod nimi olegały, zająca zalatowały jako rarog; wszystko to ptactwo praktykowało swoje powinność. Jastrzębia raz miałem takiego, który był zbyt rosły, a tak rączy, że kożdego ptaka uganiał i do najmniejszej ptaszyny nie lenił się, okraczywszy go owymi srogimi szponami, i zawszem żywiusieńkiego odebrał. Rzuciłeś go też do największego ptaka - i tego się nie wstydził; gęsi, kaczki, czaple, kanie, kruki uganiał tak jako przepiórki, bo ich i kilka na dzień ugonił. Tak był mocny, że z zającem starym, związawszy się i udusiwszy, to czasem poprawił się, i na drugi zagon podlatując sobie z nim, podnosząc go od ziemie jak kuropatwę. Miałem go ośm lat, poko mi nie zdechł. Do myślistwa zaś z charty mówiąc, rozmnożyłem był sobie gniazdo chartów od brata mego, pana Stanisława Paska z ziemie sochaczowskiej; które charty były i piękne, i rosłe, a przy tym tak rącze, że nie trzeba było nigdy zmykać do zająca i do liszki, tylko jedno którekolwiek alternatą, jednak do kożdego zająca insze, a nigdy zając nie uciekł; do wilka zaś to już pospolitym ruszeniem. I takie to bywało przysłowie u myśliwych sąsiadów moich, że to nieszczęśliwy zwierz, który się z panem Paskiem potka, bo mu się już nie dostanie uciec. W tym zaś osobliwą miałem komplacencyją, żem zawsze dzikich zwierzów tak ćwiczył, że to i łaskawe było, i ze psy przestawało i równo ze psy swego dzikiego brata goniło. Przyjechał kto do mnie, to liszka po podwórzu z chartami igra; wnidzie do izby, to szyc pod stołem leży, a zając na nim siedzi. Potkałli mię też kto nieznajomy, na polowanie jadącego, obaczył, a tu idzie kilkoro chartów pięknych, wyżłów kilka, a tu liszka między nimi, kuna, jaźwiec, wydra; zając też ze dzwonkami za koniem podskakuje, jastrząb u myśliwca na ręce, kruk nade psy lata, czasem też padnie na charcie i tak się powozi; to się ów tylko żegnał: "Dla Boga! czarnoksiężnik to: zwierz wszelaki między psy chodzi. Czego szuka? Czemu tych nie szczuje, co za nim chodzą?" Porwał-li się też zając, to wszyscy za nim, nawet i ten chowany, kiedy widział, że psi skoczyli, to też i on za nimi poskoczył. Ale jak się tam już zając począł modlić, to wychowaniec uciekał nazad do konia, jakby mu oczy wybrał. To ludzie rozsławili to moje myślistwo na całą Polskę, jeszcze i więcej rzeczy przykładając. Ale zaniechawszy tego myślistwa, wracam się ad cursum anni [do przebiegu roku].
Polowania służyły nie tylko celom praktycznym. Były także swego rodzaju nakazem obyczajowym. Mężczyźni mogli pokazać swoją siłę, odwagę i inteligencję. W XVIII wieku łowiectwo było już pewnym ceremoniałem. Za Stanisława Augusta Poniatowskiego sezon polowań trwał od początku jesieni do 1 marca. W tym też czasie wszyscy możni wyruszali z miasta z zamówioną wcześniej bronią i z przeszkolonymi psami myśliwskimi. Niestety, już wtedy łowiectwo przeżywało poważny kryzys, który zwiększył się tylko w okresie zaborów.
Czytaj również:
Historia łowiectwa w Polsce cześć I
Historia łowiectwa w polsce cześć III