
foto: Kapif
Zofia Czerwińska
Na stronie internetowej aktorki czytamy:
Kocham je wszystkie, węża nie mam tylko dlatego, że nie podaje łapy. Ostatni mój pies, czarny sznaucer miniatura Dżek jest cudownym czarującym przyjacielem, który wydobył mnie z depresji po mojej ciężkiej chorobie i śmierci Mamusi.
Jest ponury dzień okupacji 1942 rok, mam 7 lat, Warszawa, nasze mieszkanie. Dzwonek, otwieram drzwi - zbroczony krwią stoi mój tatuś z wielkim wilczurem na rękach - to on krwawi. Tatuś Dr, medycyny kładzie psa na leżance dla chorych, zwierzę ma przestrzelone podudzie - trzeba operować, pomagam, choć jestem małym dzieckiem jestem bardzo opanowana i odporna. Pies zostaje u nas, rozumie komendy tylko po niemiecku. Po paru dniach okazuje się, że jest szukany to pies gestapowca. Rodzice postanawiają nie oddawać go, dajemy mu na imię IR - mamy jeszcze spanielkę Żole, przyjaźnią się. I choć IR bardzo tęskni powoli przyzwyczaja się, reaguje na imię, zaczyna rozumieć po polsku, jest bardzo mądry i uczony. Po tygodniu przynosi Ojcu kapcie. Szczególnie pokochał mnie, uwielbiał wspinać się na tylne łapy a przednie kłaść mi na ramionach i delikatnie wielkim pyskiem iskać mnie po głowie, był wtedy dużo wyższy ode mnie. Bronił całą rodzinę nie pozwolił skarcić nawet żoli. A ja choć nieznośna miałam cudowne dwa lata, IR nie pozwolił nawet podnieść na mnie głosu, siadał ciasno obok moich nóg i bardzo groźnie warczał. Jego tresura była ukierunkowana na obronę "pana". Gestapowcy mieli takie psy -IR był jednym z nich.