Udostępnij ten artykuł.

Wiersze o psach Jana Brzechwy

Jan Brzechwa to jeden z najwybitniejszych autorów książek i wierszy dla dzieci. Głównymi cechami jego twórczości są: wyrazistość fabuły, malowniczość opisów, dbałość o formalną stronę wypowiedzi, lekkość i wdzięk przy jednoczesnym zachowaniu wysokiego poziomu językowego i trafność w doborze słów.

Młodzi ludzie chętnie sięgają po twórczość J. Brzechwy jeszcze z jednego powodu. Wszystkie wiersze i opowiadania niosą za sobą pewien morał, a przy tym są bardzo dowcipne i karykaturalne.

Jan Brzechwa uwielbiał stosować hiperbolę, przejaskrawiać sytuację, odczytywać zdarzenia na opak.

Humor nie opuszczał twórcy nawet w starszym wieku, czego dał wyraz w swoim najpopularniejszym cyklu „Akademia Pana Kleksa”.

W swoich dziełach wielokrotnie odwoływał się do postaci zwierzęcych: lisa (Szelmostwa Lisa Witalisa), kaczki (Kaczka Dziwaczka), dzięcioła (Opowiedział Dzięcioł Sowie), psa (Psie smutki) itp.

Wiersze o psach Jana Brzechwy:

Psie smutki

Na brzegu błękitnej rzeczki

Mieszkają małe smuteczki.

Ten pierwszy jest z tego powodu,

Że nie wolno wchodzić do ogrodu,

Drugi - że woda nie chce być sucha,

Trzeci - że mucha wleciała do ucha,

A jeszcze, że kot musi drapać,

Że kura nie daje się złapać,

Że nie można gryźć w nogę sąsiada

I że z nieba kiełbasa nie spada,

A ostatni smuteczek jest o to,

Że człowiek jedzie, a piesek musi biec piechotą.

Lecz wystarczy pieskowi dać mleczko

I już nie ma smuteczków nad rzeczką.

Czarodziejski pies

Przed laty
Żył pies kudłaty.
Nie pokojowy, nie podwórzowy,
Nie miejski, nie wiejski,
Ale od ogona do głowy
Całkowicie czarodziejski.

Był mistrzem Polski w dominie,
I to nie są bynajmniej przechwałki,
Grał na pianinie,
Chodził po linie
I sam zapalał zapałki.

Powiecie pewnie, że to żadna sztuka,
Że tego uczy dowolna psia szkółka,
Ale zważcie, że pies ten nie szczekał,
Lecz kukał -
Jak rodowita kukułka.

A grał w ping-ponga? Grał!
A znał arytmetykę? Znał!
Rozumiał po czesku? Rozumiał!
I tylko szczekać nie umiał.

Miał pies swego pana,
Nazywał się Kołodziejski.
Raz w poniedziałek z rana
Powiedział pan: - Panie dziejski,
Po diabła mi pies czarodziejski?
Potrzeba mi kundla, co szczeka,
A taki pies - to kaleka.

I żeby dłużej nie zwlekać,
Oddał psa do pewnego maga,
Który nauczył go szczekać -
Bo się więcej od psa nie wymaga.

 

Jak rozmawiać trzeba z psem?

Wy nie wiecie, a ja wiem,
Jak rozmawiać trzeba z psem,

Bo poznałem język psi,
Gdy mieszkałem w pewnej wsi.

A więc wołam: - Do mnie, psie!
I już pies odzywa się.

Potem wołam: - Hop-sa-sa!
I już mam przy sobie psa.

A gdy powiem: - Cicho leż!
Leżę ja i pies mój też.

Kiedy dłoń wyciągam doń,
Grzecznie liże moją dłoń.

I zabawnie szczerzy kły,
Choć nie bywa nigdy zły.

Gdy psu kość dam - pies ją ssie,
Bo to są zwyczaje psie.

Gdy pisałem wierszyk ten,
Pies u nóg mych zapadł w sen,

Potem wstał, wyprężył grzbiet,
Żebym z nim na spacer szedł.

Szliśmy razem - ja i on,
Pies postraszył stado wron,

Potem biegł zwyczajem psim,
A ja biegłem razem z nim.

On ujadał. A ja nie.
Pies i tak rozumie mnie,

Pies rozumie, bo ja wiem,
Jak rozmawiać trzeba z psem.

 

Pies, świnia i osioł

We wsi na brzegu Odry
Mieszkał gospodarz niedobry
Choć nie znał, co to bieda,
Innym nigdy nic nie dał,
Nie tylko łyżki strawy,
Lecz nawet wiązki trawy,
Nawet skrawka rogoży.
Zwierzęta głodem morzył,
Aż gorszyli się ludzie.

Psa trzymał w brudnej budzie,
Świnia z głodu zgłupiała,
Osioł przez rok bez mała
Dostawał sieczkę zgniłą,
Tak im się podle żyło.

Raz po raz ludzie wokół
Mówili ze łzą w oku,
Bo któż by szczędził łez:
- Co ten człowiek wyczynia?
Pies jest brudny jak świnia,
Świnia głupia jak osioł,
Osioł głodny jak pies! -
Aż zwierzęta się wściekły
I gdy świt jeszcze siniał
Rzekły: - Bodajbyś sczezł! -
Po czym razem uciekły -
Więc pies brudny jak świnia,
Świnia głupia jak osioł,
Osioł głodny jak pies.

Biegły dniem, biegły nocą,
Ale dokąd i po co,
Mało kto dziś pamięta.
Uciekały zwierzęta,
Jakby ugryzł je giez,
Biegły aż do Zbąszynia -
Więc pies brudny jak świnia,
Świnia głupia jak osioł,
Osioł głodny jak pies.

A w Zbąszyniu starosta,
Gdy je w ręce swe dostał,
Psa stróżować nauczył,
Świnię pięknie utuczył,
Osła zaprzągł do bryczki
I przemierzał uliczki
W niedzielne popołudnie,
Gdy w mieście jest najludniej.

Zwierzętom odtąd życie
Upływa w dobrobycie.
A jednak czy myślicie,
Że jest im dziś weselej?

Gdybyście sprawdzić chcieli,
Pojedźcie do Zbąszynia,
Bo to już bajki kres
O psie brudnym jak świnia,
Świni głupiej jak osioł,
Ośle głodnym jak pies!

Tagi artykułu: